Demon Odrodzenie – Rozdział 1

Imperium Feniksa

540 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

15 Marca

Region Anostis – Baza Sił Specjalnych I-11

 

Obudził go ból.

Otworzył oczy i wciągnął głęboko powietrze. Miał wrażenie, jakby jego skóra miała zamiar pęknąć, ukazując gotujące się pod jej powierzchnią mięso. Chciał krzyczeć i szarpać się niczym dzikie zwierze. Wiedział jednak, że to się nie uda. Był przymocowany pasami do łóżka operacyjnego i dopóki Herr Doktor nie zakończy swych testów, nie zostaną one rozpięte. Znajome medyczne światło „domu” uśmiechnęło się do niego znajomym uśmiechem. Był całkowicie sam.

Podajnik Specyfiku oraz aparatura medyczna dotrzymywała mu towarzystwa. Zielony płyn powoli płynął rurką do jego ramienia, gdzie wpadał na autostradę jego żył – paląc jego ciało od wewnątrz. Parszywy jad postępu wypełniał go całkowicie.

Doktor Gezken mu nie darował. Po tak długim okresie nieobecności Doktor miał najpewniej bardzo długą listę testów, jakie chciał przeprowadzić na swym „dziele”.

Sześć miesięcy w polu. Tyle minęło, odkąd został wysłany w świat, by „zdobyć” dla siebie imię. Przez długie sześć miesięcy był ścigany przez policję, łowców nagród i inne Sekcje Sił Specjalnych. Mając jedynie zadanie „zdobycia imienia” i powrotu do bazy, nie dając się pochwycić. Pół roku był porzucony przez wszystkich. Nie było przystani, w której mógłby się zatrzymać. Wielu by wykorzystało szansę: uciekłoby, zrzuciło kajdany, zniknęłoby gdzieś w gąszczach lasów i uciekło do kolonii. Każdy niewolnik, każdy człowiek, dałby szansę szczęściu. Postawiłby wszystko na jedną kartę: na ucieczkę i modliłby się, by nigdy nie został odnaleziony. Porzuciłby swe imię, narodowość i wiarę, tylko by uniknąć kajdan.

On jednak nie był zwykłym niewolnikiem. Był narzędziem, bronią… „dziełem sztuki” jak to lubił określać Herr Doktor.

Był bronią w dłoniach tego tytana zwanego Imperium Feniksa. Nożem w jego dłoni, która nosiła imię Sił Specjalnych. Zaledwie ostrzem w rękojeści Sekcji 10.

On, Nowy Człowiek, kolejny krok w ewolucji, był zaledwie pionem na szachownicy świata.

Usłyszał szczęk zamka i do pomieszczenia weszło kilku lekarzy. Zebrali wszystkie dokumenty, odłączyli aparaturę oraz rozpięli pasy.

Nie poruszył się nawet o centymetr. Wiedział, że musi poczekać, widział, że herr Doktor będzie chciał z nim zamienić jeszcze kilka słów i dopiero wtedy, pozwoli mu wstać.

Faktycznie, po chwili, brązowowłosy mąż po czterdziestce, wszedł do sali i usiadł tuż obok swojego pacjenta. Przejrzał powoli zgromadzone wyniki i uśmiechnął się zadowolony.

– Gratuluję 001. Twoje testy wypadły genialnie – oznajmił bardziej dumny z siebie niż ze swojego pacjenta. – Proces starzenia się praktycznie się zatrzymał. Masa mięśniowa wzrosła, a przyswojenie Specyfiku, również jest na bardzo wysokim poziomie. – Pokiwał głową zadowolony. – Usiądź.

001 usiadł bez słowa i patrzył na doktora spokojnie. Ten patrzył na niewielkiego chłopca, tak jak malarz patrzy na swój obraz. Z dumą spoglądał na umięśnione ciało, czarne krucze włosy oraz głębokie piwne oczy. Zupełnie tak, jakby to on sam zadecydował, jak będzie on wyglądał. Trudno powiedzieć czy duma, czy pycha, emanowała z ciała naukowca, kiedy tak spoglądał na stworzone przez siebie narzędzie. Ponownie spojrzał na tabelkę i zmrużył brwi.

– Nie podałeś jeszcze swojego nowego imienia… – uniósł wzrok. – Czemu?

– Chciałbym żeby to Pan, je zapisał – odpowiedział chłopiec.

Doktor uniósł brwi mile zaskoczony i wyciągnął ołówek. Spojrzał na swe dzieło i uśmiechnął się zadowolony. Oto, On, twórca tej pięknej broni, dostaje zaszczyt zapisania jego nowego imienia. Ciszył się, że 001 pamiętał, że doktor przykłada dużą wagę do takiego typu sentymentów.

– Powiedz mi 001… jakie jest twe imię?

– Fracis Adler.

Doktor uśmiechnął się i zadowolony zapisał imię u góry dokumentu. Pokiwał głową i wstał. Spojrzał na swe dzieło i oznajmił.

– Dobrze więc, 00… – Zamilkł na moment i dokończył. – Adler, ubierz się i pójdź na „Arenę”. Tipiz ma przeprowadzić testy bojowe. Kiedy się one skończą, dostaniesz nowe rozkazy.

– Rozumiem – odpowiedział, Adler, zaczynając się już ubierać.

Doktor uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z pomieszczenia. Patrzył na zapisane imię i smakował je w ustach.

„Tak mała rzecz, a jak bardzo cieszy” – pomyślał, Herr Doktor, krocząc korytarzami swego małego Imperium.

**

Maszyny z pancernymi ramionami kręciły się z zawrotną prędkością. Mała postać unikała ich pancernych ramion, wiedząc, że nawet draśnięcie zakończy się złamaniem. Kolejne trzy czerwone cele wyskoczyły z ziemi. Trzy strzały je powaliły. Z głośników doszedł go głos.

– Co to jest: piękno w ciemności, w pięknie?

Chłopak skoczył w bok, unikając wyskakującej z ziemi maszyny i krzyknął.

– Dziecko w łonie matki!

Kolejne trzy cele, kolejne trzy strzały. Ponownie odzywają się głośniki.

– Dobrze! Bardzo sprytnie – oznajmił chropowaty głos jego mentora. – Jestem bezlitosny, nie znam umiaru, groźniejszy jestem od złych bogów i diabłów. Boisz się mego imienia i myśli o mnie. Jestem przed za i tuż obok ciebie. Czym jestem?

Chłopiec przeskoczył nad zapadnią i przetoczył się pod wirującymi ramionami.

– Śmiercią!

Dwa cele po bokach, jeden na suficie – wszystkie trafione.

– Dobra odpowiedź. Znam ludzką naturę, choć człowiekiem nie jestem. Znam ludzkie wnętrze, choć tylko raz je widzę. Jestem u boku, choć nie jestem kochanką. Z dłoni do dłoni przechodzę, choć nie jestem podarkiem. Smutno mi, że tak szybko mnie człowiek porzuca. Czym jestem?

Tym razem sześć celów, a z ziemi buchnął ogień. Skok, piruet i strzały w locie oraz tuż po wylądowaniu, wszystkie cele trafione.

– KULĄ!

Ognie chowają się pod ziemię, podłoga zaczyna się obniżać, ze ścian wychodzą platformy.

– Wspaniale! Strach odpędzam, leczę serca rany, zapewniam ciepło, spokój, myśli dostatek. Towarzyszką dnia, zapewnieniem wieczności. Czym jestem?

Chłopak wspinał się po platformach i lekko dysząc, krzyknął.

– Wiarą!

Podłogę zaczęła zalewać woda, a platformy zaczęły się chować. Głos oznajmił spokojnie.

– Ostatnie pytanie: Co trzymam w dłoni?

Pojedynczy cel pojawił się tuż nad wodą, kiedy platforma prawie zniknęła. Chłopak rzucił się do przodu i strzelił, w locie, krzycząc.

– SWOJEGO FIUTA!

Cel został trafiony, a chłopak wylądował w wodzie. Po chwili wypłynął na powierzchnię i złapał oddech. Woda zaczęła się obniżać. Głośniki zarechotały rozbawione.

– Widać, że przez te sześć miesięcy nabrałeś trochę poczucia humoru. Dobrze!

Adler stał pośrodku areny w mokrym mundurze i pokręcił, głową, patrząc na pancerną szybę, która z jego perspektywy wyglądała jak lustro.

– Sam się za bardzo nie zmieniłeś – odetchnął. – A tak, na poważnie, trzymałeś w dłoni papierosa marki Foltze. Mam rację?

Alfons Tipiz, jego mentor zachichotał i uniósł lustrzaną część szyby pancernej. Stał tam wraz z większością naukowców z Projektu „Nowe Dzieci” i uśmiechając się, szeroko, pomachał do niego paczką papierosów. Pochylił się i znów odezwał się przez głośniki.

– Najlepsza marka w Imperium! Nie ważne co inni mówią.

Adler prychnął. Tylko przy nim okazywał trochę więcej emocji. Ten parszywy weteran wiedział jak go sprowokować. Spojrzał na swój mundur krytycznie.

– Cały przemokłem…

– Nie przejmuj się. Zostaniesz zaprowadzony do swojej kwatery, tam możesz się przebrać. Za godzinę spotkanie w sali MI-3. Zjedz coś przed spotkaniem. Będziemy mieć gościa.

Adler kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Jego twarz nie wyrażała już żadnych emocji. Bez słowa został zaprowadzony do swej kwatery – A001. Wszedł do środka i zaczął się przebierać w bardziej odświętny mundur.

W milczeniu zastanawiał się, któż to postanowił odwiedzić jego „Dom”

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *