Demon Rola – Epilog

Walencja

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

15 Października

Valentia – Szpital Główny

 

Białe ściany, zimne światło, pojedyncze łóżko i para lekarzy, spisująca notatki o jego aktualnym stanie. Czuł się niemalże jak w domu, tyle że kiedy spoglądał przez okno, nadal widział dachy Valentii, oraz park dla chorych. W szpitalu przebywał już prawie dwa tygodnie. Jego ciała regenerowało się szybko, ku radości lekarzy. Był jednak sam. Przez cały ten czas, nikt go nie odwiedził. Dostał zaledwie jeden bukiecik kwiatów, od Madame z Anielski Wrót, ze wszystkich ludzi, jakie mogły do niego napisać, z listem podpisanym przez większość dziewczyn.

Ani słowa od Arnolda.

Ani słowa od Hadriana.

I ani słowa… od Eweliny.

Dziwny ból wypełniał jego wnętrze. Wiedział, że nie mógł dalej tego ciągnąć, tej żałosnej farsy. To nie było prawdziwe. Żałosna iluzja, której musiał się pozbyć, by osiągnąć wolność.

Naraz drzwi do jego pokoju otworzyły się szeroko, a do wnętrza weszły dwie znajome osoby.

 

– Zostawcie nas – Herr Doktor odprawił lekarzy szybkim gestem.

Wszystkie osoby niezwiązane z mającą się odbyć rozmową opuściły pomieszczenie. Francis Adler siedział w milczeniu w swoim łóżku, nadal liżąc rany po ostatnich walkach i spoglądał spokojnie na postać Herr Doktora i Tipiza. Ci zamknęli za sobą drzwi i zbliżyli się do niego powoli. Doktor Gezken stanął tuż przed nim i… pogłaskał Adlera po głowie.

Oczy 001 rozszerzyły się w szoku. Czegoś takiego się nie spodziewał.

– Dobra robota – Gezken uśmiechnął się szeroko. – Poszło ci wyśmienicie.

– Cała Rada była pod wielkim wrażeniem – przytaknął Tipiz.

Adler patrzył na nich zdezorientowany.

– O co wam chodzi?

– To, że wszedłeś w łaski jego książęcej mości. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem – stwierdził Gezken. – Wprawiłeś ich kilka razy w złość i byli gotowi cię zabić, również tym razem, ale ty, pokrzyżowałeś ich plany, zdobywając uznanie i pozycję u boku księcia Hadriana. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem twojej inteligencji.

Demon spuścił wzrok. Czyli Gezken i Tipiz przybyli tu by pogratulować. Przebiegłości w znalezieniu zabezpieczenia przed śmiercią, kiedy zawalił misję.

– Ale… herr Doktorze. Ja tego nie planowałem – stwierdził. – To wszystko… był ślepy traf losu.

Reakcja dwójki ponownie go zaskoczyła, ponieważ ci wybuchnęli głośnym śmiechem.

– Oh! Mamy tego bolesną świadomość – Tipiz zachichotał.

– Ale to nie istotne – Gezken poklepał go po ramieniu. – Od dzisiaj mówisz, że to było od samego początku zaplanowane. Będziesz mówił, że zawsze…

– … mam jakiś plan? – Adler dokończył, unosząc brew.

Doktor uśmiechnął się, widząc że się rozumieją.

– Dokładnie – Doktor Gezken pokiwał głową. – Szczęście czy los, mało istotne. Udało ci się uniknąć kata, co jest wielkim osiągnięciem, patrząc na to, co zrobiłeś.

– Szczęście sprzyja śmiałym – odezwał się Tipiz, podkreślając słowa doktora.

– Mniej więcej – Gezken usiadł z boku łóżka. – Świetnie się, spisałeś… Francisie Adlerze.

Adler nie wiedział dlaczego, ale czół… dumę? Tak. Dumę oraz dziwną satysfakcję. Dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Jego twórca i mentor, gratulowali mu przetrwania, dzięki głupiemu szczęściu. Nie największe osiągnięcie, ale zawsze miła odmiana po tych wszystkich porażkach.

– Dziękuję doktorze – Adler schylił głowę z szacunkiem.

– To ja tobie dziękuję. Dzięki tobie projekt Nowe Dzieci dostał znaczące dofinansowanie. Nasze badania raz jeszcze ruszyły z pełną parą! – Doktor wyglądał na podekscytowanego. – Ja zdobyłem uznanie i wpływy, a Ty – tutaj sięgnął do kieszeni. – Zostałeś oficjalnie uznany, za reprezentanta Nowych Dzieci i Alfę 1 Batalionu Sekcji 10 Sił Specjalnych.

Tutaj, doktor wyciągnął do niego niewielką broszę. Adler przyjął ją i obrócił w palcach. Była to srebrno-złota brosza, która przedstawiała głowę wilka zamkniętą w kole. Była naprawdę dobrze wykonana, małe dzieło sztuki, nie ma co. Adler odwrócił ją w dłoniach, by ujrzeć z tyłu wygrawerowane „A – I – 001”.

– Co to znaczy?

– „Alfa – I Batalionu – Numer 001” – oznajmił Tipiz. – Nie udało nam się ich przekonać, by wpisać tam twoje inicjały.

– Proszę o wybaczenie – tutaj doktor, schylił głowę w akcie skruchy. – Jestem pewny, że nie chciałeś, by tak się do ciebie zwracano.

Adler spoglądał przez chwilę na wygrawerowane imię, by uśmiechnąć się po chwili.

– Fakt… nie lubię tego imienia – przyznał, chowając broszę. – Jest jednak moje… i nikogo innego – odetchnął i spojrzał na nich w skupieniu. – Co mnie teraz czeka?

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Gezken kiwnął głową na Tipiza.

– Misja protekcji Eweliny Vazy staje się misją poboczną, priorytetem jest służba jego książęcej mości w zostaniu królem Walencji.

– Czego mogę się spodziewać?

– Wszystkiego – Tipiz nie ukrywał skali nowego zadania. – Według wywiadu napięcie w kraju znacząco podskoczyło od momentu, kiedy książę ogłosił, że ma zamiar zostać nowym królem i tym samym założyć własną odnogę dynastii Anostijskiej.

– Ma wielu rywali – przytaknął Doktor. – I to nie tylko w Walencji. Wielu w Varsjii, Detronii, a nawet Imperium, nie są zadowoleni z tego ogłoszenia.

– Jego cesarska mość? – Adler zapytał o zdanie Imperatora, mimo wszystko to jemu podlegają Siły Specjalne. – Jaka była jego reakcja?

– Ciche poparcie – odpowiedział Tipiz. – Problem to cesarzowa. Jest bardzo niezadowolona z obrotu spraw. W Siłach Specjalnych jest głośno. Już wykształciła się frakcja popierająca wolę Cesarza i tą Cesarzowej. Książę Hadrian wywołał fale znacznie silniejsze, niż sam pewnie mógł podejrzewać.

Adler momentalnie spojrzał na Gezkena, który uśmiechając się kwaśno, uniósł dłonie. Mimo wszystko nie tak dawno chylił się w pas przed cesarzową. Chciał wiedzieć po czyjej stronie stoi.

– Jestem wierny jego Cesarskiej mości. Jak cała sekcja X… a przynajmniej jej większośc.

– A co z wpływami cesarzowej?

Doktor uśmiechnął się chytrze, nie wyglądając na zaniepokojonego.

– Była bardzo pomocna w utrzymaniu projektu, ale teraz sam Imperator bardzo się nami zainteresował i o to o jego względy będę się starał – doktor zapewnił pewnie. – Trzymamy się woli Imperatora. Masz zrobić wszystko, co możliwe, by pomóc księciu wstąpić na tron.

Adler skrzywił się, myśląc jak niefortunne zadanie ma teraz wykonać. Odchrząknął.

– Z całym szacunkiem, Doktorze, ale jestem żołnierzem, nie politykiem. Jak miałbym być w stanie pomóc wejść księciu na tron?

Tipiz westchnął, a po jego twarzy przeszedł cień.

– Nie tyle pomóc, ile upewnić się, że będzie miał szansę na tron wstąpić…

Adler zrozumiał. Nie musiał formułować długich zdań, by domyślić się, o co mu chodzi.

– Wojna?

 

Mężczyzna westchnął ponownie, a jego głos stał się chropowaty.

– Tak… wszystko wskazuje na to, że po ponad pół wieku, wojna ponownie zagości na północy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *