Demon Rola – Prolog

Prolog

Republika Finicka

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

10 Maja

Cmentarz Bohaterów Finicji – Stolica: Hertur

 

Ubrany na czarno pochód zmierzał powoli przez Cmentarz Bohaterów. Setki milczących nagrobków, spoglądały w stronę morza, uderzane zimnymi powiewami wiatru. Leżeli tu najwięksi z generałów, najznamienitsi z władców, najgenialniejsi z naukowców, a wkrótce miał i tam spocząć największy z ekonomistów: Adam Everhaust.

Milczący tłum ludzi kroczył powoli za ciągniętą przez czarne konie trumną. Każdy bez wyjątku pogrążony w smutku, kiedy to mieli zaszczyt odprowadzić tego znakomitego człowieka w jego ostatniej podróży.

 

Tłum go jednak nie obchodził. Podobnie nie obchodziło go zimne ciało Everhausta, czy łzy jego rodziny. To wszystko było zaledwie tłem. Sceną, dla najistotniejszego aktora w całym przedstawieniu.

Luneta powoli podążała za wolno idącym nastolatkiem. Młodzieńcem, który grał wiele ról, a wszystkie ku jego radości.

Duch uśmiechnął się lekko i poprawił chwyt na karabinie snajperskim.

Jakież byłoby to proste… pociągnąć za spust.

Zamek wskrzesiłby iskrę, iskra podpaliła proch, a ten swą mocą, pchnąłby ołowianego posłańca rozpaczy, prosto do celu, by następnie skruszyć białą kość, rozerwać różowe mięso i rozlać czerwoną krew. Wszystko w zaledwie mgnieniu oka.

Palec jednak go unikał.

Kusiło, jednakże umysł był silniejszy od ciała.

Wydał z siebie delikatny chichot i odstawił karabin. Wstał i przeciągnął się powoli.

Naga dziewczyna spoglądała na niego z pytającym uśmiechem.

– Więc, co teraz… Duchu? Gdzie tym razem zabiorą nas wiatry przeznaczenia…?

– Przeznaczenia? – zapytał, wiedząc, że to on decyduje, jak się ono potoczy. – Tak. Przeznaczenia. Gdzie nas zabiorą?

Zbliżył się do wiszącej na ścianie mapy kontynentu i wskazał palcem, miejsce, gdzie leżało Hertur. Następnie, nonszalancko, jakby prowadzony ręką Boga, poprowadził palcem na wschód… aż nie zatrzymał się na pewnym mieście.

– Valentia – oznajmił śpiewnie. – A konkretniej… Valencka Szkoła Wyższa – zachichotał. – Najpierw zabawa w „dom” teraz w „szkołę”, naprawdę. Zero Zero Jeden, jesteś fantastycznym aktorem – nie dało się odgadnąć czy w jego głosie brzmi szczerość, czy sarkazm.

Dziewczyna zamruczała zadowolona, sycąc się obrazem umięśnionego ciała, ukrytego w przyciemnionym pokoju.

– Fakt, jest wspaniałym aktorem… choć wydaje mi się, że grał ostatnio w zbyt lekkich rolach.

Mężczyzna spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

– Tak sądzisz? A jaka rola by lepiej pasowała do jego umiejętności?

Naga postać zgrabnie zeszła z łóżka i zbliżyła się, powolnym kocim krokiem. Umiejętnie zahaczyła o ciało mężczyzny, wywołując delikatnie drganie. Z uśmiechem pochyliła się i sięgnęła po przedmiot leżący na pobliskim stoliku.

 

Po sekundzie ostrze noża rozcięło mapę, od Hertur, po Valentię. Bezlitosna rana przeszyła kontynent, a gra światła sprawiała wrażenie, że z rany zaczyna płynąć krew. Błysk fascynacji pojawił się w jej czarnych oczach.

– Rola w Tragedii.

Mężczyzna zachichotał, łapiąc ją na nadgarstki i naparł na nią nagle, wywołując jęk pełen rozkoszy. Para demonicznych uśmiechów zabłyszczała w ciemności, kiedy ich ciała się złączyły. Delikatny chichot, nie wiadomo, czy wywołany rozkoszą, czy wizją przyszłości, zadrżał ich ciałami.

Byli w swoim żywiole.

– Tak… Dokładnie tak najdroższa — silne ręce złapały ją za biodra. – Zgotujmy mu piękną Tragedię.

 

Za ścianą, postać w fioletowym fraku i cylindrze, uśmiechnęła się pod swą maską, spoglądając wskazówki zegarka na łańcuszku.

– Czas na Akt Drugi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *