Demon Rola – Rozdział 7

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

20 Maja

Cytadela Kwiatów – Północ Walencji

 

Wzgórza wznosiły się i opadały niczym fale na morzu. Wiatr wiał i porywał kwiatową pianę swą mocą. W oddali, niczym samotna wyspa, porzucona i zapomniana przez świat, bez latarni nadziei, stała Cytadela Merkowska, znana jako Cytadela Kwiatów. Adler był zaskoczony, ile gatunków kwiatów rosło na tych zboczach, znał większość z nich, ale nie miałby głowy wyrecytować całej listy. Zatrzymał się na chwilę i pozwolił na moment oddechu.

– Morze kwiatów… – prychnął, rozbawiony spoglądając na Ewelinę. – Spodziewałem się, że ten opis będzie trochę mniej… dosłowny.

– Jest naprawdę pięknie – przyznała Ewelina. – Pomyśleć, że prawnie jest to poligon – zachichotała. – Widocznie również mężczyźni mogą być romantyczni.

Eagle uniósł brew krytycznie i poprawił chwyt na koszyku piknikowym.

– Z całym szacunkiem, Ewelino, ale wydaje mi się, że romantyczność była pierwotnym pomysłem mężczyzn.

Ewelina obróciła się i spojrzała na niego rozbawiona.

– A to niby dlaczego?

Egla wzruszył ramionami i ruszył do przodu.

– Wydaje mi się, że był to sposób zwrócenia na siebie uwagi, innego stylu zaczepienia dziewczyny.

Ewelina szła tuż obok, obserwując go przenikliwie.

– „Inny” w odniesieniu do czego?

– Najpewniej wzięcia siłą i pokazania całkowitej dominacji.

– Jaka kobieta, chciałaby być wziętą siłą przez mężczyznę? – Ewelina patrzyła na niego krytycznie. – To prymitywne!

– Prymitywne? – Eagle spojrzał na nią rozbawiony. – Tak. Skuteczne? Jak najbardziej.

– Skąd masz pewność?

– Ponieważ działało przez wieki w wymuszonych małżeństwach i na własnym przykładzie wiesz, że ta tradycja jest kultywowana do dziś – chłopak odpowiedział rozbrajająco.

Ewelina nie odpowiedziała. Analizowała to, co powiedział jej ukochany. Po dłuższej chwili spojrzała na niego pytająco.

– Czy wolisz taki sposób? – Zapytała rozbrajająco.

Eagle, aż się zatrzymał. Było to podchwytliwe pytanie. Pokręcił głową i ruszył dalej.

– Nie – odpowiedział. – Choć nie jestem pewien. Obserwuję ludzi. Większość kobiet pociągają brutalni mężczyźni, lubiący ryzyka, nie ci, którzy okazują im uczucia.

– A to czemu?

– Bo okazywanie uczuć, jest okazywaniem słabości.

Ewelina pokręciła głową.

– Nie zgodzę się. Okazywanie uczuć pokazuje, że jesteś człowiekiem.

Adler prychnął rozbawiony.

– Niestety, społeczeństwo nie widzi tego w taki sposób. Zdziwiłabyś się, jak wiele ograniczeń mają mężczyźni. Więcej, niż wielu mogłoby zakładać.

– Na pewno nie mają problemu z głosowaniem – Ewelina prychnęła sarkastycznie.

Eagla wywrócił oczami. Coś przeczuwał, że poruszy ten temat.

– Nie o to mi chodziło. Zresztą, nie narzekaj, jesteśmy w Walencji, tu kobiety mają prawo brać udział w głosowaniach regionalnych i to od dekady… zresztą nic dziwnego – Eagle przeskoczył nad niewielką kałużą. – Walencja została naprawdę silnie trafiona w czasie Epidemii. Populacja znacząco spadła i w naturalny sposób, kobiety zyskały na znaczeniu.

– Brzmisz, jakby ci się to nie podobało.

– Brzmię, tak, ponieważ niepodobna mi się, że takie prawo nie wyszło z wyższej idei, a próżności polityków, którzy potrzebowali głosów – odpowiedział Eagle zimno. – Pamiętasz kontrowersje związane z tym prawem? Walencję omal nie oskarżono o aktywne wspierania Rewolucjonistów, a chodziło jedynie o zdobycie nowej puli głosów. Podobno w niektórych regionach narastały problemy prawne, bo tak mało ludzi było.

Ewelina przytrzymała kapelusz, kiedy wiatr zawiał wyjątkowo mocno. Odetchnęła i przytaknęła, po chwili.

– Może i masz rację, ale podoba mi się ta nowa idea. Równouprawnienie mężczyzn i kobiet… a ty, co tym myślisz?

Eagle rozejrzał się za jakimś ładnym miejscem, gdzie mogliby piknikować. Odkrząknął.

– Mam swoją dozę sceptycyzmu – odpowiedział i wszedł między kwiaty.

Ewelina ruszyła za nim. Ich celem było samotne drzewo, rozłożysty dąb, gdzie cień powinien zapewnić im miłe schronienie przed słońcem.

– A to czemu?

– Bo, przynajmniej w Walencji, nie jest to na razie „równouprawnienie” – odpowiedział, rozkładając koc pod drzewem. – Na razie to przywileje. Niewielkie, bo niewielkie, ale przywileje.

Ewelina przyglądała mu się, kiedy spokojnie wszystko szykował.

– Co masz przez to na myśli?

Eagle odetchnął i zadowolony pokiwał głową. Piknik rozłożony. Gestem dłoni, zachęcił Ewelinę, by usiadła. Pozwolił jej usiąść, polał soku ze szklanej butelki i samemu napełniwszy szklankę, upił łyk i odpowiedział.

– Ponieważ nie idą z nimi nowe obowiązki, podatki nadal wszyscy płacą, jak płacili, kobiety i mężczyźni regionalnie głosują, ale… tylko mężczyzn biorą do poboru.

Ewelina spojrzała na niego jak na szaleńca.

– Kobiety miałyby wejść do wojska? Chyba kpisz! Toż to szaleństwo. Wszyscy wiedzą, że kobiety są słabsze od mężczyzn.

Eagle uniósł zaskoczony brwi. Ewelina patrzyła na niego wyczekująco.

– Co cię tak dziwi?

– To, co powiedziałaś – odpowiedział. – Nie spodziewałem się takich słów, szczególnie z twoich ust. Jesteś zwykle znacznie bardziej wojownicza i dumna.

Ewelina zarumieniła się, chyba rozumiejąc, co Eagle miał na myśli. Uciekła na bok wzrokiem i dopiła soku ze szklanki. Odetchnęła.

– Czyli zwykle jestem wojownicza? – Zapytała.

– Cóż… na tyle ile można być na twojej pozycji – odpowiedział Eagle. – Nie zatrzymałaś mnie przed walką z Kreusem. Pojechałaś na polowanie, mimo że znałaś niebezpieczeństwo i przetrwałaś potyczkę i to bez szwanku. Powiedziałbym, że jak na damę wysokiego dworu, potrafisz zachować wystarczająco zimnej krwi w trudnych sytuacjach, by nie dać się zabić. Trudno mi nie uznać tego za swoistą wersję wojowniczości – przerwał na chwilę, by wziąć kęs z przygotowanej kanapki. – Ale wracając, czemu uważasz, że pobór dla kobiet to szaleństwo?

Ewelina również wzięła kanapkę i wzięła kilka kęsów. Widocznie przeżuwała bardzo dokładnie, najpewniej by zyskać trochę czasu na zastanowienie i odpowiednią odpowiedź. Nie popędzał jej, był wyjątkowo zaciekawiony, co odpowie.

– Więc… – zaczęła. – Trudno mi powiedzieć. Pewnie, gdyby ktoś zadał mi to samo pytanie, zanim się poznaliśmy, odpowiedziałabym, że pobór dla kobiet to nic nadzwyczajnego, ale teraz to się zmieniło.

– A to czemu? – Adler zmrużył oczy lekko zdezorientowany.

– Ponieważ zobaczyłam, jak walczysz. Zobaczyłam walkę i śmierć na własne oczy. Teraz jestem nie tyle przekonania, że kobiety nie mają szans w walce z mężczyzną, ale że ludzie nie powinni w ogóle ze sobą walczyć – odetchnęła. – Obrazy… trupy nadal śnią mi się po nocach – przyznała. – Śmierć… śmierć, jaką zobaczyłam, tak bardzo, ale to bardzo różniła się od śmierci, jaką znałam z książek. Ludzie, tak po prostu znikali… i zostawały po nich te… drżące skorupy… to… to było…

Eagle naraz wstał. Bezceremonialnie podszedł do Eweliny, usiadł tuż obok i ją mocno przytulił. Ewelina rozszerzyła oczy zdezorientowana.

– Franciszku?

– Spokojnie – Adler mówił powoli. – Jestem przy tobie. Nie musisz się niczego bać. Tak długo, jak jestem obok, nic ci nie grozi.

Ewelina odwzajemniła uścisk i nagle, pocałowała go w usta. Jednak po chwili przerwała pocałunek i odsunęła się.

– Przepraszam – powiedziała zawstydzona. – Chciałam wykorzystać twoją dobroć w moim momencie słabości, a przecież obiecałam, że poczekam na Twoją odpowiedź. Nie, nie powinnam naciskać w taki sposób, przepr- – próbowała wstać, ale Adler ją powstrzymał. – Puść.

– Nie – Adler bezceremonialnie ją pociągnął i złapał w swoje objęcia. – Nie puszczę cię.

– Puść – Ewelina szarpnęła się. – Próbowałam cię wykorzystać! To było złe! Niegodne!

– Nie Ty pierwsza – odpowiedział Adler spokojnie, zamykając ją w mocnym uścisku. – Ale ty pierwsza przyznałaś się do tego błędu. Powinnaś być z tego powodu dumna.

Ewelina przestała się wyrywać i pozwoliła się trzymać w silnym uścisku ukochanego. Oddychała z trudem, szarpana emocjami. Zerknęła na ukochanego.

– Czy możemy tak chwilę pobyć?

– Tak.

– Nie puścisz?

– Nie.

– Nie dasz mnie zranić?

– Nigdy.

Ewelina odetchnęła i położyła się na boku, nadal trzymana w objęciach ukochanego.

– Poleżmy tak, przez chwilę. Czuję, że kiedy jesteś blisko, koszmary się nie pojawią.

– Oczywiście… Ewelino – Adler szepnął jej do ucha.

 

Cień 001 patrzył na niego krytycznie, ale nie komentował. Sam tego potrzebował. Najwyraźniej. Potrzebował świadomości, że są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie.

***

Żołnierz odsunął lornetkę od oczu i pokręcił nosem.

– Zostawimy ich.

Drugi spojrzał na niego zaskoczony.

– Ale szefie. Wtorek jest, oficjalnie poligon zamknięty, otwarty tylko w dni wolne.

– Jakbyś sam tego przestrzegał, to bym cię może posłuchał – spojrzał na niego groźnie. – Pamiętaj, cholerniku, komendant ma oczy dookoła dupy, również twojej. Zostawić ich, nie przeszkadzać. To zakochana para, nie szpiedzy… ale wiecie co, miejcie ich na oku, jakby słońce zachodziło, a ci się jeszcze nie zbierali, wyślij samochód, niech ich odwiezie poza jednostkę.

– Rozkaz.

Komendant westchnął, rozbawiony patrząc na kształt wilczycy, którego okiem był rozłożysty dąb. Pokręcił głową i zapalił papierosa.

– Sami sobie „oczkiem w głowie” co?

Stojący obok Paradoks prychnął rozbawiony, sam odpalając papierosa.

– Dobre, złe i przewidywalne…

Pokiwał głową i podał innego swojej towarzyszce.

– A Ty, co myślisz moja droga?

Miłość przyjęła papierosa i wywróciła oczami.

– Że stanowczo za dobrze się bawisz.

I tak oto, komendant Cytadeli Kwiatów oraz dwie inkarnacje wyższych idei, chichotali, spoglądając w stronę samotnego dębu i kryjącej się pod nim pary.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *